top of page
  • Zdjęcie autoraJoaquín E. Danilecki

Teraz patrzę na jasną stronę życia

Zaktualizowano: 23 gru 2023



[Akcja opowieści dzieje się po wydarzeniach z IV tomu AFTERLIFE]




Odbudowanie Tenebrae po zalaniu go przez lawę zajęło trochę wszechczasu. W piekielny remont zaangażowane były wszystkie Demony posiadające jakiekolwiek umiejętności służące budowie miasta – Vinea i Eggzie pracowali razem z córką, Egzą, by wzmocnić elementy elewacji. Kasdeya, Osé i ich córka, Kas, dokonywali niezbędnych zmian w materiałach budulcowych, wykorzystując do tego resztki płynnej magmy i mieszając ją z toksynami, tworząc z niej infernalny cement. Raüm i jego syn, Raim, razem ze swoją dziewczyną Ami i jej ojcem, Hannim, wykorzystywali wspólnie wykrzesaną siłę ognia, by utrwalać wszelkie metalowe złącza i tworzyć nowe przęsła podtrzymujące budynki. W międzyczasie pozostałe Demony Conventus Infernalem nadzorowały budowę z polecenia Mrocznego Hegemona.


Piekielne miasto powoli wracało do normy – takiej normy, jaką zawsze prezentowało, czyli mrocznej, silnej i pełnej demonicznej chwały.


*


Do normy wracał również Evan, przebywając w domu swojego ojca, Farcuffa – przynajmniej do czasu, dopóki wynajmowane przez niego mieszkanie nie zostanie doprowadzone do porządku przez piekielnych budowniczych. Okazjonalnie wybierał się na łowy, pracując jako host w INFERNALu, by odzyskać siłę, którą stracił po objawieniu mu przez Siegla mrocznej przeszłości Devina.


Prawie go nie widywał. Demon Słowa spędzał większość czasu w INFERNALu, zamykając się w swoim pomieszczeniu na cztery spusty. Evan próbował przekonać Farcuffa, by ten zdjął magiczne zaklęcia z drzwi, jednak Demon Pożądania kręcił z politowaniem głową, klepiąc syna po ramieniu.


Farcuff wiedział, że Devin potrzebuje trochę czasu sam na sam, by się pozbierać. Doskonale rozumiał, jak czuje się Demon, którego mroczne tajemnice zostaną ujawnione komuś bez jego zgody. To ograbienie istoty z tego, co powinno być najbardziej chronione. Mroczne i pełne krwi Stare Życie Devina, do którego wcześniej dostęp mógł mieć tylko Jego Magnificencja Richard czy Mroczny Hegemon Sam, zostało poznane przez Evana, a ten, o dziwo, nie zwariował po jego ujrzeniu. Przynajmniej tak się Farcuffowi wydawało – jego syn zachowywał się tak, jak zawsze, był tylko nieco bardziej przybity. Bardzo przywiązany do Devina, nie mógł go często widywać, logiczne więc, że czuł się gorzej.


Farcuff wziął swoją broń, wybierając się na kolejną ziemską misję. Spojrzał na swojego syna i uśmiechnął się do niego, po czym wyszedł z mieszkania.


*


Devin siedział w pomieszczeniu, w którym tworzył hipnotyczne słowa do utworów granych w INFERNALu. Stukał swoim piórem w notes, nie mogąc się skupić. Spojrzał na paczkę papierosów, która leżała na smolistym stoliku naprzeciwko niego. W normalnych warunkach sięgnąłby po nią, jednak po wydarzeniach związanych z najazdem Wielkiej El na Tenebrae, kompletnie nie miał na to ochoty.


Odkąd zamieszkał z Farcuffem i Evanem, jego wewnętrzną pustkę zaczęło wypełniać dziwne uczucie, którego pochodzenia nie rozumiał. Wcześniej nie posiadał podobnych emocji. Jeszcze nie kontrolował ich w pełni, jednak zamiast być przybitym, był teraz bardziej stonowany. Nagromadzenie rozmaitych uczuć sprawiło, że nie był w stanie sięgać po papierosy, które ofiarowywał mu Siegel. Zupełnie tak, jakby w jego wnętrzu pojawiło się za dużo identycznej substancji.


Devin nie pojawiał się w mieszkaniu Farcuffa zbyt często, ukrywając się w klubie INFERNAL, by nikt nie zauważył zachodzących w nim zmian. Czuł się tak, jakby nie był sobą. Na szczęście znajome Demony były zbyt zajęte odbudowywaniem miasta, by zwracać na niego uwagę. Wielka El została pokonana, nikt nie przypisywał mu żadnych zasług, ponieważ był tylko zwykłym pionkiem w tej wielkiej grze. Królem tej szachownicy, niepokonanym pionkiem, był nikt inny, jak tylko Mroczny Hegemon.


Devin stanął przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Mimo że po wyjęciu z niego całej mocy zdobytej przez Wielką El i ofiarowaniu jej miastu powinien wyglądać jak zwłoki, jego byt nabrał niezwykłego kolorytu – jakby znów był żywy. Cienie pod jego oczyma niemal całkowicie zniknęły. Co więcej, jego usta częściej przybierały kształt litery U, same z siebie. Zdziwiony tym faktem Devin sięgnął po jedną z ksiąg z Zakazanej Biblioteki, dowiadując się, że uczucie, jakiego doświadcza, to szczęście.


Jakim cudem mógł być szczęśliwy po wszystkim, co go spotkało? Zawsze był pełen goryczy i nienawiści. Sięgał po tenebrańskie papierosy, które były jego substancją szczęścia, by ograniczyć złe emocje. A teraz? Z dnia na dzień wypalał coraz mniej demonicznych skrętów. Obecnie nie mógł na nie patrzeć.


Jako że Siegel wciąż mu je dostarczał, Devin postanowił je wypalać w inny sposób – nie robił tego sam. Wykorzystywał do tego infernalny kominek, który przytargał do swojego studia. Zapach papierosów wciąż unosił się w jego pokoju, więc jego ubiór wciąż wskazywał na to, że pali. On jednak przebywał w tym czasie gdzieś indziej, nie chcąc wdychać substancji zawartych w piekielnej używce. Może kiedyś będzie mógł sprzedać papierosy na Ciemnym Targu i zarobić więcej ṣuhār na wyjątkowe egzemplarze ksiąg, które widział w Smolistym Antykwariacie. Chciał je kolekcjonować i urządzić sobie własny kąt w mieszkaniu na przedmieściach, na którego odbudowę musiał jeszcze trochę poczekać.


Devin bał się powiedzieć Sieglowi, że tenebrańskie papierosy już na niego nie działają. Służyły Dyrektorowi mu za środek demonicznej kontroli. Gdyby dowiedział się, że ją stracił, Devin nie byłby mu do niczego potrzebny – a tego Demon Słowa nie mógłby znieść. Musiał czuć się potrzebny do czegokolwiek i komukolwiek. Inaczej jego piekielny żywot stałby się jeszcze większą katorgą niż był dotychczas.


Devin wypuścił powietrze z ust tak, jakby pozbywał się papierosowego dymu. Odwrócił się od lustra i spojrzał w stronę drzwi. Ich klamka nie poruszyła się od jakiegoś czasu. Owszem, zamknął je zaklęciami na cztery spusty, nie wiedział więc, co dzieje się poza pokojem, w którym siedział. Znudzony samotnością, Devin założył swoje słuchawki i odblokował drzwi, wchodząc do klubu.


Nieważne, o której porze piekielnego czasu, Demony zawsze szalały w INFERNALu. Devin wszedł na salę i stanął przy barierkach, opierając się o ścianę. Wsłuchany we własną muzykę, która zagłuszała hipnotyczne dźwięki, obserwował szalejące istoty, zagubione w mroku przeplatanym czerwienią. W oddali zauważył Kas, która majstrowała jakieś drinki, rozmawiając z klientami. Demonica uchwyciła jego spojrzenie i posłała mu zawadiacki uśmiech. Devin odwzajemnił to, unosząc dłoń na powitanie.


Rozejrzał się po sali, poszukując innych znajomych twarzy, jednak po pozostałych nie było ani śladu. Nie widział nawet Evana, a tego kolorowego głupola nie sposób było nie zauważyć, w końcu ściągał na siebie całą uwagę tłumu. Czyżby postanowił zrobić sobie wolne?


Nie, zapewne znów zaszył się gdzieś w kącie, wyciągając seksualną energię z kolejnej ofiary.


Ostatnimi czasy Devin dość dobrze unikał zarówno Farcuffa, jak i Evana. Wychodził z mieszkania, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować i wracał późno. Nie zachowywał się tak dlatego, że nie chciał z nimi rozmawiać. Po prostu nie wyobrażał sobie, my musiał się tłumaczyć, dlaczego uśmiecha się na ich widok.


Od kiedy zaczął ich traktować inaczej niż swoją rodzinę?


Jego definicja rodziny była następująca: to wyzyskiwacze, którzy zrobią wszystko, by cię osłabić. Wyniósł to określenie ze Starego Życia, własnego domu rodzinnego, którego unikał za wszelką cenę. Nie chciał mieć nic do czynienia z tymi, którzy nie potrafili go zrozumieć.


Tymczasem Evan i Farcuff niczego od niego nie wymagali. Nawet Evan, który przecież był seksualnym predatorem, przestał się przyklejać do Devina, gdy ten nie miał na to ochoty. Farcuff skończył z obelgami na temat życia aseksualnego Demona, dając mu odetchnąć.

To nie była norma, jaką znał Devin. To było coś nowego – zmiana, do której nie mógł się przyzwyczaić.


Demon Słowa uniósł głowę, czując na sobie spojrzenie Zoffasa. Demon dał mu znać ręką, że może sobie zrobić przerwę. Devin obrócił się na pięcie i wyszedł z klubu.


Na ulicach mijał istoty, które powoli podnosiły się z popiołów powstałych po zalaniu Tenebrae piekielną lawą. Obserwował stawiane od podstaw budynki, wzmacniane specjalnymi, zaklętymi złączami, które miały wytrzymać napór złowrogich zaklęć.


Devin ruszył w stronę Ogrodu Cieni, w którym pracował Alpiel. Ku ogromnemu zdziwieniu chłopaka, Demon wziął się do roboty – przycinał stare, cierniste krzewy i kłącza. Jego pomagier przekazywał Demonom pracującym w Potwornym Zoo ciekawsze okazy, które mogły stanowić pokarm dla stworów w Circus Daemonium. Barbatos pakował je na specjalny powóz ciągnięty przez Skalniaka. Raz po raz trafiały mu się jakieś mniejsze demoniczne zwierzęta, które również mogły stanowić pożywkę dla wielkoludów. Barbatos spisywał je w swoim notesie.


Devin już miał wyjść z Ogrodu Cieni, gdy jego uwagę przykuł dziwnego rodzaju cichy pisk wydobywający się z lasku. Zdaje się, że Alpiel i jego pomocnicy jeszcze się tam nie pojawili, ponieważ ten nadal był zarośnięty. Devin dostrzegł w nim jakiś ruch i postanowił ruszyć w tamtą stronę.


Przedzierał się pomiędzy ostrymi pnączami, chcącymi chwycić go za nogi i powiesić na drzewach, które porastały. Demon Słowa wyciągnął swoje pióro, korzystając z zaklęcia paraliżującego, by przedostać się przez pułapkę stworzoną z dzikich roślin i ominął gęste, trujące bluszcze. Każdą inną duszę pobyt w tym lasku mógłby kosztować zdrowie albo życie, jednak Devin był na to odporny. Jego lekarstwem była nieśmiertelność.


W końcu do jego uszu dotarł bardziej przeraźliwy pisk i jakieś syczenie. Złapał się za uszy, zastanawiając się, czy tylko on to słyszy. Przedarł się przez krzewy i dotarł na miejsce. Poczuł zapach krwi, a demoniczne pióro poruszyło się w jego dłoni.


Wąż miotał się w swoim gnieździe, chcąc pożreć wielkoszczura tenebrańskiego, który niepostrzeżenie próbował przedrzeć się przez zarośla. Niestety, zaplątał się w dzikie pnącza, dostarczające wężowi pożywienia.


Devin przykucnął. Dotychczas przyglądał się takim sytuacjom bez zbędnego mrugnięcia, w kompletnej ciszy obserwując pożeraną przez węża ofiarę do samego końca. Widział jednak waleczność, z jaką wielkoszczur próbuje się wydostać z pułapki. Dotychczas takie inteligentnie przemyślane podrygi nie cechowały żadnego innego zwierzęcia, które Devin widział. Ba, taka inteligencja nie cechowała wielu Demonów, które znał.


Przyglądał się ruchom gryzonia, który zamiast miotać się jak oszalały, próbował przegryźć się przez pnącza, nawet jeśli te mogły go zabić. Trafiał w ich czułe miejsca, powoli się oswobadzając. To, że miał niemal trzydzieści centymetrów długości, wcale mu nie przeszkadzało. Jego długi ogon, dłuższy niż on sam, rozplątywał więzy. Gdy gryzoń się poruszał, Devin zauważył, że ma zranioną tylną łapkę. Tymczasem diabelski wąż powoli, wręcz sadystycznie poruszał się pomiędzy zaroślami, próbując dotrzeć do swojej ofiary, krępując ją przy tym jeszcze bardziej.


Demon Słowa już miał się obrócić i wyjść z zarośli, jednak ruchy jego pióra nie dawały mu spokoju. Wydawało się, że broń pragnęła włączyć się do tej walki. Potrzebowała nowej krwi. Devin prychnął, uśmiechając się lekko.


Gdy wielkoszczur tenebrański prawie dotarł do ostatniego splotu raniących go zarośli, wąż nagle znalazł się na górze. Gryzoń pisnął przeraźliwie, jednak nie był to pisk strachu, lecz pisk nastawiony na dalszą walkę, nawet jeśli miałaby się odbyć we wnętrznościach oprawcy.


Wąż otworzył swoją paszczę, szybko pochylając się nad gryzoniem, jednak jedynym, na co natrafił, był skórzany but, w całości mieszczący mu się w paszczy. Devin wykonał obrót, siłą ściągając węża na ziemię. W lasku rozległ się chrzęst. But Demona Słowa zmiażdżył głowę gada, ostatecznie pozbawiając go sił.


Devin wbił swoje pióro w ofiarę, wyciągając z niej resztki życia. Schował broń do kieszeni, pochylając się nad wielkoszczurem, który przestał się poruszać, wpatrując się w otaczające go miejsce zbrodni. Demon Słowa odwrócił się w jego stronę, przyglądając mu się uważnie. Umaszczenie tego inteligentnego gryzonia było identyczne z kolorem jego włosów. W ciemnych oczach widać było rubinowy błysk.


Gryzoń obwąchał dłoń wybawiciela, gryząc go na powitanie.


- Auć! Próbuję ci pomóc, debilu! – wrzasnął Devin. Wydawało się, że zwierzę nie chciało go puścić. Powoli zlizało krew z dłoni Demona. Chłopak przyglądał się mu ze zdziwieniem. Zauważył, że zranienie łapy gryzonia zaczęło się powoli zasklepiać.


Wielkoszczur w końcu wyplątał się z więzów i migiem uciekł w zarośla, ukrywając się przed nim. Spośród krzewów wystawał tylko jego ogon. Po chwili i on zniknął.


­ ­- Nie ma za co – mruknął Demon Słowa, po czym westchnął ciężko i wstał z przysiadu. Wsadził ręce do kieszeni, upewniając się, że ma w niej swoje pióro. Zrobił krok w tył, powoli wycofując się z lasku.


Wielkoszczur wspiął się na najwyższe w lasku drzewo, tenebrański palmowiec, przyglądając się odchodzącemu Demonowi Słowa. Potarł łapkami swoje uszy i machnął ogonem, znikając wśród liści.


*


Devin wrócił do INFERNALa, trafiając na Zoffasa. Demon już miał mu wygarnąć, że miał zdecydowanie za długą przerwę, jednak dostał wezwanie od Carreau i musiał znaleźć się z ekipą swoich przydupasów na budowie. Demon Słowa wrócił do swojego pomieszczenia w klubie, wpatrując się w spalone w kominku papierosy. Pozbył się popiołów i usiadł na kanapie, chcąc zabrać się za pisanie nowych utworów. Jednak, kiedy chwycił za pióro, nie stworzył znaków oznaczających słowa, lecz szkic wielkoszczura, którego uratował. Spojrzał na dłoń, która goiła się już po ugryzieniu. Devin pokręcił głową i przewrócił stronnice swojego notatnika, zagryzając demoniczne pióro.

Nie mogąc się skupić, rzucił swój notatnik na stół i wziął torbę, wychodząc z pokoju.


*


Wychodząc z Ciemnego Targu, Devin ruszył w stronę Circus Daemonium, by przyjrzeć się jego trwającej renowacji. Widział w oddali Raima pomagającego Barbatosowi przy karmieniu zwierząt. Towarzyszyła im Ami, bawiąca się z ognistymi salamandrami. Potworne Zoo znów odżyło, gdy Barbatos i jego pomagierzy sprowadzili do niego nowe zwierzęta. Kto wie, może Demon znów upoluje jakieś mityczne stwory i zajmie się nimi tak, jak Lewiatanem? Może nawet znajdzie jego potomstwo? W tym świecie wszystko było możliwe.


Devin obrócił się na pięcie, zmierzając w stronę mieszkania.


Gdy do niego dotarł, zobaczył tylko Evana czytającego jakąś książkę. Ruszył do swojego pokoju, jednak zatrzymał się w połowie drogi.


Evan czytał książkę!?


Kambion uniósł głowę, widząc Demona Słowa.


- Nie słyszałem, jak wchodzisz – szepnął, uśmiechając się niezręcznie.


- Ty… Czytasz?


- Znalazłem na półce ojca – odparł Evan, pokazując mu okładkę Piekielnego Raju, jakiejś nieznanej mu powieści utopijnej.


- Farfocel ma tu coś innego niż szmatławce erotyczne? – rzucił Devin, ściągając skórzaną kurtkę. – Nie do wiary.


Evan odłożył książkę i wstał z podłogi, podchodząc do niego. Zanim Devin zdążył cokolwiek powiedzieć, Kambion złapał go za dłoń, przyglądając się powstałemu strupowi.


- Co ci się stało?


- Nic – prychnął Devin, wyswobadzając swoją dłoń z jego dłoni.


Evan spojrzał na niego z zatroskaniem widocznym w oczach.


- Nie widziałem cię dzisiaj w klubie – ciągnął Demon Słowa, opierając się o ścianę.


- Nie poszedłem tam.


- Nie będziesz miał problemów z Zoffasem?


Evan wzruszył ramionami, zakładając ręce na piersi. Spojrzał na Devina, jakby oczekiwał jakiejś kontynuacji tej rozmowy, jednak niczego się nie doczekał.


- Unikasz mnie?


Na twarzy Devina pojawiło się zakłopotanie.


Po tym, jak Demon Słowa wyszedł z Doliny Wisielców, niosąc półprzytomnego Kambiona na plecach, całe miasto zaczęło huczeć od plotek o ich romansie – a to wszystko przez Zahuna, który chciał mieć nowy temat do swojego Piekielnego Imperium.


Devinowi nie było to na rękę. Wolał, by inni dali mu spokój i przestali dopytywać o to, jak wygląda jego (nieistniejące) życie erotyczne u boku największej męskiej kurtyzany w Piekielnych Czeluściach.


Nieważne, co by się stało, nie będzie w stanie się zmienić – był aseksualnym Demonem. Seksualne podrygi Evana wcale go nie interesowały, w końcu Kambion musiał się czymś posilać. Mimo to Devin reagował na niego bardziej niż dotychczas, przynajmniej na poziomie emocjonalnym. I właśnie od tego próbował się odciąć.


- Nie – powiedział w końcu, składając swoje myśli do kupy. – Po prostu mam dużo pracy.


- Aha – szepnął smutno Evan, mierząc go wzrokiem pełnym zwątpienia.


Devin prychnął pod nosem i klapnął na ogromną poduszkę w kształcie damskiej piersi, na której zazwyczaj siedział Farcuff. Splótł ręce na piersi i przez moment wpatrywał się w podłogę niczym markotne dziecko.


Evan oparł się o framugę, wpatrując się w niego. W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Kambion wciąż czuł zapach papierosów, chociaż Devin nie palił już przy przyjaciołach ani przy nim. Evan zastanawiał się, co było tego powodem.


Zmieszanie emocjonalne Devina było dla niego wielkim ciężarem, ponieważ Kambion był do niego przywiązany. Mógłby powiedzieć każdemu w Tenebrae, że go kocha, gdyby nie to, że w Piekielnych Czeluściach słowo to nie miało dla Demonów znaczenia.


Jednak dla niego, kiedyś żywego człowieka, miało ogromne znaczenie. Evan naprawdę martwił się o Devina. Zależało mu na nim, jednak nie miał pewności, czy działało to w obie strony. Czy Demon Słowa w ogóle się nim przejmował, czy potrzebował go tylko do zaspokojenia swoich potrzeb bliskości?


Evan spojrzał na Devina, który przeniósł wzrok na niego. W jego oczach nie było widać smutku, jednak Kambion nie potrafił określić tego uczucia. Gdy ich oczy się spotkały, Devin natychmiast przestał się na niego patrzeć.


Poczuł, że swędzi go prawa dłoń.


- Muszę iść – powiedział, podnosząc się z poduszki.


- Znowu?


Demon Słowa złapał swoją kurtkę i chwycił za klamkę od drzwi. Zanim wyszedł, odwrócił się w stronę Evana.


- Eee…


- Evan – powiedział Kambion.


- Przecież wiem – prychnął Devin, drapiąc się z tyłu głowy. – Chcesz iść ze mną?


Kambion natychmiast narzucił na siebie bluzę i stanął naprzeciwko Devina, kiwając głową.


Obaj zbiegli po schodach, wkrótce wychodząc z kamienicy.


*


Po zmroku w Ogrodzie Cieni było wielu przechodniów, którzy wracali do swoich izb. Niektórzy zatrzymywali się przy Fontannie Rozpaczy, inni śmiali się, stając przy wisielcu i rozprawiając o motywach następnych kar dla śmiertelników.

Devin i Evan stanęli przed laskiem. Demon Słowa spojrzał na swoją dłoń. Strup, który wcześniej się zagoił, teraz stał się siny.


- Dziwne miejsce na randkę.


Komentarz Evana miał rozluźnić napiętą atmosferę panującą między nimi, jednak próba ta spaliła na panewce, ponieważ Devin w ogóle nie zwrócił na niego uwagi, szukając czegoś w zaroślach.


- Za czym się tak rozglądasz?


- Cicho bądź, Evan – syknął Devin, zatykając mu usta lewą dłonią. Kambion zmrużył oczy i polizał ją jak za karę. Demon Słowa uderzył go w czoło, chcąc, by ten się odczepił. Obrażony Evan włożył dłonie do kieszeni bluzy i w ciszy podążał za chłopakiem.


Devin próbował zlokalizować miejsce pobytu szczura, używając do tego swojego pióra jako różdżki naprowadzającej. Przejechał stalówką po prawej dłoni, by napełnić ją wpływającą z rany po ugryzieniu krwią. Pióro zaczęło się poruszać, prowadząc go po ścieżce.


Po chwili przedzierania się przez zarośla Devin znalazł miejsce pobytu gryzonia. Wokół leżały porozrzucane orzechy palmowca tenebrańskiego, wszystkie nadgryzione, żaden nie był dojedzony. Wielkoszczur leżał w zaroślach, oddychając ciężko. Wydawało się, że jest głodny, jednak nie może jeść swojego naturalnego pożywienia.


Devin ściągnął kurtkę i zawinął w nią gryzonia, odwracając się w stronę Evana.


Kambion spojrzał na zwierzaka zmartwionym wzrokiem. Chwycił za nóż, idąc przed Devinem i przedzierając się przez wyrastające na nowo pnącza.


*


Barbatos zajmował się spisywaniem najnowszych eksponatów w Potwornym Zoo, gdy zauważył biegnących w jego stronę Devina i Evana.


- Musisz mu pomóc – powiedział Demon Słowa, pokazując mu zawiniętego w kurtkę wielkoszczura tenebrańskiego.


- Co się z nim stało?


- On… Ugryzł mnie.


Barbatos przyjrzał się zwierzakowi, który mimo braku sił, nieufnie zwinął się w kulkę, strasząc go swoimi kłami.


- Chodźcie do mojego gabinetu, spróbuję coś zrobić.


Przybysze bez słowa ruszyli za Demonem.


Barbatos wprowadził ich do pomieszczenia, w którym znajdowały się wszelakie sprzęty, jakich mógł używać piekielny weterynarz. Devin położył kurtkę z wielkoszczurem na przygotowanym leżysku, wpatrując się w niego z niepokojem. Evan stanął obok niego. Od kiedy to Demon Słowa przejmował się jakimkolwiek żywym stworzeniem?


- Jak to możliwe, że cię ugryzł? – spytał Barbatos, pochylając się nad gryzoniem.


- Wcześniej walczył z wężem, może wciąż był w amoku…


Czarnoskóry Demon spojrzał na niego ze zdziwieniem.


- Walczył z wężem?


Devin skinął głową i opisał mu, jak wyglądała sytuacja. Barbatos i Evan wymienili się spojrzeniami, wsłuchując się w tę pełną emocji opowieść.


- Nie rozumiem – powiedział w końcu opiekun zoo, przyglądając się ledwo zipiącemu gryzoniowi. – Wielkoszczury tenebrańskie omijają nas z daleka i nie przywiązują się do nikogo i niczego. Mogą ugryźć, by się bronić, ale wolą tego unikać. Ich pożywieniem nie jest krew żadnego innego bytu, ponieważ prowadzi do ich zgonu – wyjaśnił Barbatos, podpierając swoją bródkę dłonią. – Mogą jeść tylko orzechy tenebrańskiego palmowca, niejadalne dla innych gatunków i niesmaczne dla większości Demonów, a więc w całości dostępne dla nich. A ten tu osobnik postanowił ciebie ugryźć i jeszcze wyssać twoją krew, to dla mnie niepojęte.


- Możesz mu jakoś pomóc? – spytał Devin, nerwowo przeskakując z nogi na nogę.


- Nie jestem pewien… Potrzebowałbym odtrutki stworzonej z twojej krwi, ale…


Zanim Demon zdążył dokończyć zdanie, Devin wbił swoje pióro w prawą dłoń, wyciągając z niej krew.


- Mów, ile – powiedział pewnym siebie głosem.


Barbatos sięgnął po szklane naczynko, pokazując mu palcem wskazującym odpowiedni wyznacznik na miarce. Devin położył na niej dłoń. Krew zaczęła wpływać do naczynka.


- W porządku – odparł Barbatos, sięgając po bandaż.


Evan pomógł Devinowi zawiązać bandaż na obu dłoniach, wcześniej odkażając je specjalnym środkiem. Zauważył przy tym, że Demon Słowa z jakiegoś powodu nie chciał mu przy tym patrzeć w oczy, jakby się czegoś wstydził.


- Dam ci znać, jeśli jego sytuacja się poprawi i będzie można go znów wypuścić do Ogrodu Cieni – powiedział Barbatos, zwracając się do Devina. – Jeśli zdechnie, to też się nie zmarnuje, zjedzą go moje zwierzęta.


Demon Słowa skinął głową, zostawiając na jego stole garść ṣuhār za fatygę.


Niebawem Evan i Devin wyszli z gabinetu Barbatosa.


- Wolałbym, żeby żył – powiedział nagle Demon Słowa. – Wiem już nawet, jak bym go nazwał.


Kambion uśmiechnął się do niego.


- Frederick?


- Skąd wiesz?


Evan nie chciał mu przypominać, że widział historię jego Starego Życia, więc nie odpowiedział na to pytanie, tyko wzruszył ramionami.


- Naprawdę chciałbyś go przygarnąć?


Devin skinął głową. Evan zauważył, że Demon Słowa lekko się uśmiechnął.


Jeśli jest coś, co mogło poprawić humor Devina to świadomość tego, że kogoś uratował, zamiast go zabijać – Evan był tego absolutnie pewien.


*


Chłopcy wrócili do domu, w którym czekał na nich Farcuff. Demon Pożądania podbiegł do nich i uściskał z całej siły.


- Jak się mają moje ptaszki?


- Właśnie z twojego powodu nie wracam do mieszkania, Farfoclu – charknął Devin, próbując się wyswobodzić z silnego uścisku mężczyzny.


- Gdzie byłeś? – spytał ojca Evan.


- Powiedzmy, że doradzałem szefowi w pewnej sprawie – odparł tajemniczo Farcuff, dumnie zakładając ręce na piersi. – Kto wie, może w naszym Mrocznym Hegemonie zajdą niedługo wielkie zmiany! Moje umiejętności potrafią zdziałać cuda.


- Chyba w łóżku – westchnął Evan.


- Nie wierzysz mi? Hańba ci! – żachnął się Demon Pożądania.


Devin uśmiechnął się, słysząc, jak ojciec i syn znów się przekomarzają. Założył słuchawki na uszy i położył się na kanapie, zamykając oczy.


*


Barbatos sprzątał swój gabinet, pozbywając się resztek odtrutki, którą przygotował, by żadnemu zwierzęciu nie przyszło do głowy jej zjeść. Spojrzał na wielkoszczura, który właśnie odpoczywał po zabiegu. Zwierzę dochodziło do siebie bardzo szybko, co było dość dziwne w przypadku tak rozległego zatrucia. Wydawało się, że krew Devina nie stanowi dla niego trutki, lecz pożywienie. Barbatos zdążył to przetestować, gdy gryzoń sam domagał się jedzenia – nie jadł niczego, co mu proponowano, wydawało się, że takie jedzenie mu szkodzi. Zadowolił się dopiero krwią Demona Słowa, po której jego stan zaczął się poprawiać.


Opiekun Potwornego Zoo stanął przy klatce z wielkoszczurem, próbując go pogłaskać, jednak mimo swoich piekielnie dobrych behawioralnych umiejętności, zwierzak wciąż był poza jego zasięgiem. Wydawało się, że nie ufał nikomu, tylko Devinowi. Czyżby szanował swojego pierwszego wybawcę i karmiciela? Być może Demon Słowa stał się dla niego samcem alfa, o ile Barbatos mógł użyć takiego określenia w stosunku do tego chłopaka.


Zamknął klatkę gryzonia i wyszedł z gabinetu, gasząc światło.


*


Demon Słowa otworzył oczy wczesnym rankiem, gdy Evan i Farcuff wciąż odpoczywali. Evan skulił się obok Devina, przytulając się do niego. Chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Kambion, chociaż wyglądał niewinnie, był niezłym predatorem.

Devin ubrał się i wyszedł z mieszkania, chcąc zajrzeć do Barbatosa jeszcze przed pracą i przekonać się, czy stan wielkoszczura tenebrańskiego się poprawił. Pobiegł skrótem w stronę Circus Daemonium, przedzierając się przez furtkę prowadzącą do Potwornego Zoo. Wbiegł do gabinetu Barbatosa, który właśnie dzielił pożywienie pomiędzy zwierzaki znajdujące się w klatkach.


- I jak on się czuje? – zapytał Devin, stając przed Demonem.


- Właśnie miałem do niego zajrzeć – powiedział Barbatos, poprawiając swój roboczy fartuch.


Zaprowadził Demona Słowa do sali, w której znajdowały się mniejsze zwierzęta. Podeszli do klatki, w której poprzedniego wieczora Barbatos zamknął gryzonia, jednak nie było po nim ani śladu. Mężczyzna zauważył, że klatka była otwarta.


- Dziwne, przecież ją wczoraj zamykałem.


- Co się z nim stało?


- Wygląda na to, że sam uciekł z klatki. Co za niesamowicie inteligentny zwierzak! – zawołał Barbatos. – Spokojnie, jeśli jest gdzieś na terenie Potwornego Zoo, mój gnom go wytropi. Dam ci znać, jeśli go znajdę.



- A co, jeśli coś go dopadnie?


- Chłopcze, ten wielkoszczur jest bystrzejszy od połowy stworzeń w Circus Daemonium, włączając w to moich pracowników – zaśmiał się mężczyzna, klepiąc Devina po ramieniu.

– Pędź do pracy, zanim znów cię zawieszą.


- Bardzo śmieszne – prychnął Devin. Nie buntował się jednak, tylko ruszył w stronę drzwi.


Jeśli Barbatos miał rację i wielkoszczur naprawdę jest tak bystry, wróci do swojego domu w Ogrodzie Cieni. Devin żałował tylko, że może go już więcej nie zobaczyć.


*


Wszedł do INFERNALa, mijając się z Zoffasem.


- Gdzie się włóczysz? – rzucił Demon, stając mu na drodze do pokoju. – Prawie się spóźniłeś.


- Prawie – odparł Devin. – Mogę już zacząć pracę?


- Dzisiaj zaczniesz od sprzątania rozbitego szkła na sali.


- Co? A dlaczego ja?


- Bo tak mówię, bęcwale – rzucił Zoffas, wciskając mu w dłonie pilot od urządzenia, którym zazwyczaj posługiwała się Egza. – Genialna świruska ma dzisiaj wolne, zastąpisz ją.


Devin mruknął jakieś przekleństwo pod nosem i ruszył w stronę ogromnego pomieszczenia.


Klub otwierał się dopiero za jakiś wszechczas, miał więc sporo czasu na samotne przemyślenia. Założył słuchawki na uszy i zaczął sterować urządzeniem, które tworzyło wyrwy w przestrzeni, pochłaniając odłamki szkła niczym odkurzacz.


Devin usiadł na ławce znajdującej się przy rurach odprowadzających dym tworzony przez Raima. Wyłączył urządzenie i przez chwilę siedział w bezruchu, wsłuchując się w muzykę.


W pewnej chwili coś zaczęło ją zagłuszać. Devin ściągnął słuchawki z uszu i założył je na szyję, wsłuchując się z dźwięki dochodzące z rur. Wydawało mu się, że coś znajduje się w środku, poruszając się między kolejnymi przejściami.


Wstał i zajrzał pod ławkę, pod którą znajdowała się klatka wentylacyjna. Ściągnął ją i po chwili usłyszał ciche dreptanie.


Z rury wyłonił się pyszczek gryzonia. Po chwili przy Devinie pojawił się wielkoszczur tenebrański, wspinając się po jego nodze. Ukrył się pod jego kurtką, szukając czegoś w jej wewnętrznej kieszeni. Wyciągnął pióro Devina i wyskoczył z nim na podłogę, biegnąc przed siebie.


- Ty jebany złodzieju! – krzyknął Demon Słowa, biegnąc za wielkoszczurem.


Gryzoń nie zwracał uwagi na jego obelgi. Biegł korytarzem prowadzącym do pokoju Devina i wcisnął się w szparę pomiędzy drzwiami. Chłopak złapał za klamkę, wskakując do pomieszczenia. Nie znalazł szczura, jednak jego pióro leżało na otwartym notatniku.


- Dlaczego nie chcesz wrócić do Ogrodu Cieni? Przecież to twój dom.


Devin stanął nad zeszytem, przyglądając się rysunkowi wielkoszczura, jaki wykonał kilkanaście godzin temu. Leżało na nim pióro, z którego skapywało kilka kropel krwi – wprost do narysowanego otwartego pyszczka gryzonia.


- Co ty chcesz mi powiedzieć? – spytał Devin, szukając wielkoszczura w swoim pokoju.


Usłyszał, jak coś poruszyło się za kominkiem. Odwrócił głowę, widząc ogon zwierzaka wystający z otworu, w którym gromadził się popiół po spalonych przez niego papierosach.


Demon Słowa podszedł do kominka i usiadł przy nim po turecku, wpatrując się w gryzonia. W bystrych oczach wielkoszczura pojawiły się iskierki. Zbliżył nos do otworu.


- Jesteś głodny?


Wielkoszczur poruszył się, wychodząc ze swojego ukrycia.


Devin zastanowił się, czy gryzoń dawał mu jakieś wskazówki za pomocą jego pióra.


Podniósł się i usiadł na kanapie, sięgając po nie. Wbił stalówkę w dłoń, pozwalając stróżce krwi ścieknąć po jego wskazującym palcu. Pochylił się lekko i położył dłoń na podłodze, zerkając na wielkoszczura.


Gryzoń wyskoczył z ukrycia, przydreptując do Demona Słowa. Obwąchał jego dłoń, po czym zaczął zlizywać z niej krew.


Chwilę później wielkoszczur potarł uszy łapkami, po czym wskoczył na kanapę i wspiął się po ciele Devina, siadając na jego ramieniu. Przytulił się pyszczkiem do jego twarzy, nieźle go przy tym łaskocząc.


- Wielkoszczur wampir – zaśmiał się Devin, głaszcząc go po pyszczku.


Wydawało się, że mimo tego, co wcześniej mówił Barbatos, gryzoń postanowił się z nim zaprzyjaźnić, co nie było częste w tym świecie.


- Chcesz ze mną zostać?


Gryzoń pisnął cicho, jakby udzielił mu twierdzącej odpowiedzi.


Devin uśmiechnął się, spoglądając na niego z ukosa. Sięgnął po swój notes i dopisał pod rysunkiem wielkoszczura jego imię: Frederick. Szczur poniuchał stronę i przytknął do niej łapkę, jakby akceptował ten wybór.


*


Barbatos sądził, że wielkoszczur został pożarty przez jedno ze zwierząt z jego Potwornego Zoo, a w najlepszym wypadku udało mu się wrócić do Ogrodu Cieni. Wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył Devina idącego w jego stronę z nowym pupilem na ramieniu. Zdążył mu już nawet kupić czerwoną obrożę i wygrawerować na metalowej plakietce imię z pomocą czarów i swojego pióra.


- Wrócił do mnie – powiedział Demon Słowa, głaszcząc wielkoszczura.


- Niebywałe. Wydawało mi się, że są nieufne w stosunku do wszystkich.


- Ten nadal jest – odparł Devin, zerkając na swojego towarzysza. – Nie daje się głaskać nikomu poza mną, przynajmniej na razie.


- Wygląda na to, że wybrał cię na swojego towarzysza, Devinie – oznajmił Barbatos, zakładając ręce na biodrach. – Odnalazł cię po zapachu. Twoja krew stanowi dla niego jedyny rodzaj pożywienia. Na szczęście nie potrzebuje jej zbyt wiele. Raz dziennie mu starczy. Na pewno chcesz się nim zająć?


Demon Słowa skinął głową.


- Wielkoszczury tenebrańskie potrafią być niezwykle zadziorne.


- Frederick już mi to pokazał – powiedział Devin, zerkając na gryzonia ukrywającego się pod kapturem jego kurtki.


- W porządku – rzucił Barbatos, klepiąc Demona Słowa po ramieniu. – Jeśli będziesz potrzebował dla niego jakiejś klatki, zgłoś się do mnie. Na pewno znajdę mu jakieś mieszkanko.


Frederick prychnął słysząc to i syknął coś pod adresem Barbatosa.


- Poradzimy sobie bez krat.


- Widzę, że rozumiecie się bez słów. To zabawne, bo to twoja główna moc.


Demon Słowa uśmiechnął się lekko.


Może tym razem nie chodziło o słowa, a czyny?


*


Evan wrócił do mieszkania po ciężkim dniu pracy, chcąc rzucić się na łóżko i odpocząć od jakiegokolwiek kontaktu cielesnego. Zdaje się, że się przejadł, co zdecydowanie nie było dla niego wskazane.


Wszedł do pokoju, w którym znalazł Devina, jednak nie był on sam. Bawił się na podłodze z wielkoszczurem tenebrańskim, którego znalazł w Ogrodzie Cieni. Zwierzak przeskakiwał przez przeszkody ustawiane przez Devina w zamian za możliwość skosztowania jego krwi jako nagrody. Naprawdę szybko się uczył.


Demon Słowa odwrócił się, widząc Evana stojącego w drzwiach. Uśmiechnął się do niego. Kambiona zatkało, gdy to zobaczył. Devin rzadko się do niego uśmiechał, a przynajmniej nie w taki sposób, jakby chciał mu powiedzieć, że naprawdę go lubi.


- Chce zostać z nami? – spytał Evan, kucając obok niego.


Demon Słowa skinął głową, wołając Fredericka do siebie. Gryzoń reagował na swoje imię tak, jak pies chcący bawić się z właścicielem. Zatrzymał się przy Evanie i usiadł na tylnych łapkach, niczym surykatka, wpatrując się w Kambiona. Chłopak uniósł dłoń tak, jakby chciał się z nim przywitać. Frederick machnął ogonem, nie zmieniając swojej pozycji. Gdy Evan podał mu dłoń do obwąchania, Devin chciał go powstrzymać, jednak gryzoń wcale nie miał zamiaru Kambiona gryźć. Powąchał go i poruszył noskiem tak, jakby chciał wyrazić swoje obrzydzenie.


- Zdaje się, że on sądzi o twoim fachu dokładnie to samo, co ja – stwierdził Devin, uśmiechając się szelmowsko.


- Bardzo śmieszne. Nie mogę się doczekać, kiedy zeżre twoje książki.


Devin przedrzeźnił go, pokazując mu język. Evan wykorzystał ten moment, by go pocałować. Demon Słowa odsunął się od niego szybko, wpatrując się w niego z zaskoczeniem, a jednocześnie unikając jego wzroku tak, jakby chciał coś ukryć.


Kambion mrugnął kilka razy, chcąc mu się przyjrzeć.

- Czekaj… Czy ty się rumienisz?


- Wydawało ci się – mruknął Devin, odwracając głowę w stronę okna.


- Rumienisz się! – krzyknął Evan, widząc jego zaczerwienione odbicie w szybie.


- Morda, Evan!


Jednak Evan zaczął się śmiać, ciesząc się przy tym jak dziecko, które wygrało pluszaka na loterii. Devin pokręcił głową, jednak również się uśmiechnął. Odwrócił się, żeby zobaczyć, co robi Frederick.


Wielkoszczur gambijski przydreptał do drzwi, jakby czekał na czyjś powrót. Poruszył się, słysząc kroki na schodach. Po chwili drzwi otworzyły się i do mieszkania wszedł Farcuff.


- O widzę, że macie intense making-out sessio-OOOONNNN!!


Demon Pożądania w jednym momencie znalazł się w powietrzu, zwisając z żyrandola u góry sufitu.


- CO TO JEST!? – pisnął przeraźliwie, wskazując na wielkoszczura kręcącego się pod nim.

- Frederick – powiedział spokojnie Devin, wpatrując się w niego z dołu.


- Boisz się szczurów? – spytał zdziwiony Evan.


- SZCZURÓW? TO JEST BYDLĘ, NIE SZCZUR! TO JEST WIĘKSZE OD MOJEGO PENISA WE WZWODZIE!! – wrzeszczał Farcuff, mierząc szczura wzrokiem. – No dobrze, może nie – dodał po chwili, uspokajając się nieco. – ALE TO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE TO GIGANT!!


Frederick wyłożył się na ziemi i zapiszczał, tak jakby chciał pokazać, że śmieszy go zachowanie Farcuffa.


- A ty co piszczysz? – zdenerwował się Demon Pożądania, wciąż bujając się na żyrandolu tak, jakby występował w teledysku do Wrecking Ball albo Chandelier.


- Też bym uważał, że to śmieszne – rzucił Devin, wstając z podłogi. – Chodź, Frederick, nie jesteśmy tu mile widziani.


Devin ubrał kurtkę, chowając wielkoszczura do swojej torby, ponieważ nie mieścił mu się w żadnej z kieszeni.


- Dokąd idziesz? – spytał Evan.


- Kimać w INFERNALu, skoro twój ojciec nas tu nie chce.


- Ty możesz zostać, ten gryzoń nie! – krzyknął Farcuff z salonu, wciąż wisząc na żyrandolu. – Skaranie Richardowskie z wami.


- Skoro ty wychodzisz, to ja też – powiedział Evan, łapiąc chłopaka za rękę.


Devin spojrzał na ich złączone dłonie. Skinął głową bez słowa i pociągnął Evana za sobą, wychodząc z mieszkania Demona Pożądania razem z nim.


*


Devin i Evan dostali się do pokoju Demona Słowa tylnymi drzwiami, omijając tłumy bawiące się na sali. Devin zabezpieczył drzwi zaklęciem wygłuszającym, by móc odpocząć od zgiełku i krzyków. On i Evan usiedli na kanapie. Demon Słowa położył swoją torbę na stoliku, pozwalając Frederickowi wyjść.


- Spokojnie, za kilka dni o tym zapomni – powiedział nagle Evan, odwracając się do Devina.


- Nie mogę się doczekać, kiedy skończą odbudowę naszego mieszkania. Nie zniosę już nikogo poza Frederickiem i tobą – westchnął Demon Słowa, opierając głowę o siedzenie.


- Naprawdę chcesz ze mną mieszkać?


Devin spojrzał na Evana, w którego oczach malowało się zwątpienie. Oczekiwał od niego rozwinięcia wątku.


- Po prostu… Miałem wrażenie, że unikasz mnie po tym, co się między nami stało. W końcu teraz wiem o tobie wszystko, Dev.


- I dlatego jesteś mi potrzebny. Znasz mnie najlepiej. A poza tym… – ciągnął Devin, zerkając na niego z ukosa. – Frederick cię polubił.


Evan spojrzał na wielkoszczura, który ułożył się na jego kolanach.


- A ty? – spytał cicho Evan, głaszcząc wielkoszczura za uszami. – Ty też mnie polubiłeś?

Frederick zapiszczał cicho i spojrzał na Devina tak, jakby go do czegoś zachęcał.


Demon Słowa prychnął pod nosem. Tym razem nie ukrył uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Pochylił się i pogłaskał Fredericka, po czym przytulił zaskoczonego Evana, zatapiając się w swoich pozytywnych uczuciach chociaż na chwilę.


Nareszcie zaczął je rozumieć.


Ciąg dalszy nastąpi…








53 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page